Jak Zakładamy Winnicę, cz.24: Życie figle płata
Do niedawna, mój dzień zwykle kończył się o piątej rano. Wychodziłem wtedy z całonocnych milong w Buenos Aires, Berlinie czy Waszyngtonie. Teraz mój dzień o tej godzinie się rozpoczyna.
Do niedawna, mój dzień zwykle kończył się o piątej rano. Wychodziłem wtedy z całonocnych milong w Buenos Aires, Berlinie czy Waszyngtonie. Teraz mój dzień o tej godzinie się rozpoczyna.
Mija miesiąc, jak z bicza czasu ubywa, lecz już w innym tempie, jest o innym smaku, tak jakby świat podzielił się na okres przed i po sadzeniu. Sam moment sadzenia był euforyczny.
“Gdybym tylko wiedział,” są to słowa często unoszone przez wiatr na winnicy, czasami w tonacji “ohh, interesujące,” niekiedy w tonacji “hmm, ciekawe,” a zazwyczaj w tonacji “cholera jasna!”.
Jest po północy. Sterczę nad anglojęzyczną instrukcją obsługi “wydobytą” z internetu, bo to co do ręki dostałem od dealera jest tylko po niemiecku; polska instrukcja ma dojechać, ale jak na razie za oknem widzę tylko leniwego kota.