Do niedawna, mój dzień zwykle kończył się o piątej rano. Wychodziłem wtedy z całonocnych milong w Buenos Aires, Berlinie czy Waszyngtonie. Teraz mój dzień o tej godzinie się rozpoczyna.Wyjeżdżam wtedy z centrum Krakowa i widzę za szybą samochodu powracających do domu imprezowiczów. Przewrotne to życie.Na winnicy robota goni robotę. To taka studnia bez dna, gdzie zanim skończysz jedno, już w kolejce ustawiają się trzy następne i żeby nie było złudzeń, są to prace niemniej niezwłoczne. Dopiero co rozrzuciliśmy kompost a tu trzeba znowu plewić, potem wymierzyć i wbić słupki skrajne, przeciąć krzewy na jeden pęd, podwiązać do palików a tu jeszcze rusztowanie, walka z mszycami, koszenie, opryskiwanie i wszystko inne co w takich warunkach wyskakuje – jak psujący się bez powodu świder czy wypasiony zając. Nie wspomnę o popołudniowych upałach czy wstrętnych końskich muchach które tutaj potocznie nazywają “bąkami”.Człowiek chodzi tak stulony do ziemi, dba o swoje dzieci i tylko niekiedy prostując krzyż jest w stanie spojrzeć okiem na ogół. I to są te chwile które ładują baterie, w których gdzieś tam głęboko budzi się satysfakcja ciężkiej pracy, pojawia się sens tego wszystkiego.
Archiwa
- kwiecień 2023
- czerwiec 2021
- maj 2020
- kwiecień 2020
- grudzień 2019
- listopad 2019
- luty 2018
- listopad 2017
- wrzesień 2017
- sierpień 2017
- lipiec 2017
- czerwiec 2017
- maj 2017
- kwiecień 2017
- luty 2017
- grudzień 2015
- listopad 2015
- sierpień 2015
- czerwiec 2015
- maj 2015
- kwiecień 2015
- marzec 2015
- grudzień 2014
- listopad 2014
- październik 2014
Kategorie