Zakładamy winnicę cz. 20: zimowe absurdy
Pędze na motocyklu, nagle silnik milknie bez ostrzeżenia, odruchowo skręcam na pobocze, po czym motor całkowice zastyga w bezruchu, cisza.
Jesteśmy rodzinną ekologiczną winnicą – produkujemy polskie wina bio.
Pędze na motocyklu, nagle silnik milknie bez ostrzeżenia, odruchowo skręcam na pobocze, po czym motor całkowice zastyga w bezruchu, cisza.
Koniec sezonu ma swoje plusy i minusy. Plusem jest to, że człowiek wreszcie może się wyspać, wypić dwie kawy bez paniki, pobawić się z dzieckiem i porozmawiać z żoną, chyba w tej kolejności.
Monotonia, słowo bliskie temu kto uprawia winorośl. Monotonia oznacza rytm. Stałe, tonowe przemieszczanie się w dół i w górę rządka, wpatrywania się w setny krzak, wyłączanie myśli i włączanie mózgowego auto pilota.
Żywioł. Nie wiem jak w Wikipedii, ale w mojej osobistej encyklopedii to draństwo. W dziesięć minut potrafi zamienić nadzieje w beznadzieje, miłość w czystą złość. Taką moc ma żywioł a taką niemoc odkrywam w sobie.
Prowadzenie winnicy to jednak forma masochizmu. Nie może być innaczej, bo nie dość, że słono bulisz za wejściówkę do tego teatru życia, to zaraz po przekroczeniu progu bezzębna bileterka oznajmia, że podczas tego przedstawienia coś Ci przywali, tylko ona, z racji sędziwego wieku, już nie pamięta co i dokładnie kiedy.
Jak podekscytowana dziewica, biegam w międzyrzędach, odkopuję sadzonki i przeżywam. Przeżywam pierwszy wybijający pączek, pierwszy chwaścik, pierwszą biedronkę lub innego żuczka.