Jesteśmy rodzinną ekologiczną winnicą – produkujemy polskie wina bio.

Historia lubi kołem się toczyć. Po pięciu latach uprawy winorośli i trzech latach produkcji wina, wróciliśmy do punku wyjścia. Planujemy właśnie dosadzić kolejny hektar winnej latorośli i od razu nasuwa się pytanie, co sadzić?

Jak bumerang wraca dylemat, hybrydy czy vinifery? Jest to temat który poruszałem już na początku naszej drogi winiarskiej pięć lat temu tutaj; temat który zaprowadził nas z krainy czystych vinifer do krainy hybryd… i z powrotem. W końcu, posadziliśmy 80% hybryd i 20% vinifer. 

Często pada pytanie dlaczego zdecydowałem się na winnice ekologiczną? Co przyczyniło się do tej decyzji? Przy tym, powstało kilka mitów, które zdecydowanie warto obalić.

Dla mnie, winnica ekologiczna to był w pewnym sensie wybór oczywisty. Od lat, jako konsument, byłem zwolennikiem zdrowego odżywiania. To często oznaczało gotowanie w domu z lokalnych produktów i omijanie szerokim łukiem fast foodów. Nie ma, w moim przekonaniu, nic lepszego jak wstanie od stołu z „lekkością na żołądku” i nie mniejszą energią jak przed posiłkiem. Zdrowe odżywianie stało się stałą częścią naszej rodziny. 

Nie tego moralnego, ale tego fizycznego, porannego kaca od wina. Budziłem się i ten okropny kac. Któregoś wieczora, przez przypadek, wypiłem butelkę wina bio, już nie pamiętam czy ją kupiłem czy dostałem w prezencie, chyba raczej to drugie. I wtedy, to znaczy, następnego ranka, mnie uderzyło, albo inaczej, zdałem sobie sprawę, bo byłem w pełni świadom, że nie boli mnie głowa, kaca nic a nic.

Podróż ta powoli dobiega końca. Może precyzyjnie trzeba powiedzieć, że to pierwszy etap tej podróży dobiega końca. Trzy lata od pierwszych zasadzeń, a w sumie cztery lata pracy nad tym projektem. Od kikutów skoszonej kukurydzy które dziarsko wystawały w momencie przejęcia pól, do pierwszych butelek wina, które już powstają.